Janina była kobietą niezwykłą.
Nie zrozum mnie źle - Janina nie umiała unosić się w przestworzach ani wyciągać
królików z kapelusza. Gdybyś znał Janinę tylko ze słyszenia pewnie zadałbyś
sobie pytanie co niezwykłego może być w kobiecie z malutkiego miasteczka, o
której nigdy nie pisały nawet lokalne gazety.
Postaram się cię przekonać, że taka była.
Janina urodziła się na wsi jako
czwarta z dziesięciorga rodzeństwa. Podobno Janina była ulubienicą ojca, przez
co nie musiała za dużo pracować w rodzinnym gospodarstwie kosztem m. in.
młodszej Zofii (Zofia potrafiła to przypomnieć na rodzinnych spotkaniach po
latach, gdy obie były już dobrze po osiemdziesiątych urodzinach). Matka Janiny,
Józefa, ze względu na wielką ilość gąb do wykarmienia oraz chimeryczną osobowości - nie należała do
najczulszych. Zgodnie z relacją Janiny Józefa powiedziała do około
dwudziestoletnich córek „dziwki spierdalać” co stanowiło odpowiednik znanego z
baśni pożegnania dziecka udającego się w daleki świat w poszukiwaniu szczęścia.
Janina z tobołkiem na plecach trafiła
do robotniczej Łodzi, gdzie pracowała jako pokojówka kolejno u piekarza (od
którego szybko zbiegła po tym jak doszła do jej uszu wieść, że „gwałci dziewuchy”),
u lekarza (gdzie zajmowała się małym Wojtusiem) oraz u oficera, któremu na
końcu podawała walizkę przez okno pociągu, gdy odjeżdżał na wojnę we wrześniu
trzydziestego dziewiątego roku. Pomoc domowa przed wojną była bardzo powszechna
i bardzo tania, Janina zatem poza tym, że miała zapewniony wikt i miejsce do
spania dostawała tylko grosze. Z tego okresu pochodzi opowieść o tym, jak te
swoje marne zarobki skrupulatnie ciułała i ciułała w banku aby zakupić zimowy
płaszczyk. I gdy już prawie miała uzbieraną całą sumę wybuchła wojna i Janina
już pieniędzy z banku nigdy nie odzyskała. Zbrodnia na płaszczyku Janiny nie była może największą zbrodnią Hitlera, ale
niech i ta nie zniknie w pomroce dziejów i ostatecznie go pogrąży w oczach potomnych.
Po wybuchu wojny Janina wróciła
do domu rodzinnego po czym nastąpił cały korowód zdarzeń, który wystarczyłby na
obdzielenie kilku biografii. Janina
została zesłana na roboty do Niemiec, gdzie odporna na szalejący wicher
historii, ustawy rasowe i propagandę Goebbelsa zakochała się w Niemcu i zaszła
w ciążę. Niestety świat nie był równie odporny na związek słowiańskiej służącej
z niemieckim panem i Janina niedługo po porodzie została odesłana do domu rodzinnego z malutkim
dzieckiem na rękach. Nie znam szczegółów tego powrotu, ale najprawdopodobniej
był upiorny a na pewno odbywał się w
środku srogiej zimy. Warto w tym miejscu nadmienić, że dom rodzinny Janiny
znajdował się w Kraju Warty (tj. tej części zachodniej Polski, która została
bezpośrednio wcielona do Rzeszy, nie wchodząc w skład Generalnego
Gubernatorstwa). Niestety mały Josef (bo
tak na imię otrzymał synek Janiny) nie wytrzymał trudów tej podróży i zmarł
zaraz po przybyciu do rodzinnej wioski Janiny. Janina następnie była
kilkakrotnie przenoszona do różnych robót, przy czym jednego Niemca wspominała
bardzo dobrze, od jednej Niemki uwolniła się przez fortel (Janina posmarowała
sobie twarz octem, co spowodowało, że twarz zrobiła się koszmarna i przestraszona
Niemka ją odesłała) a u kolejnego poznała swojego męża Czesława. Właśnie tam
Janina została zaaresztowana przez
GESTAPO za rzucone mimochodem wyznanie, że „będzie po wojnie Niemców zabijać”. Denuncjatorem była młoda niemiecka dziewczyna,
która odbierała mleko w gospodarstwie w którym pracowała Janina. Janina
wykazała się odwagą w trakcie przesłuchania, wszystkiemu zaprzeczyła i
zażądała, żeby dziewczyna przyszła i wszystkie oskarżenia przy niej powtórzyła
(a to się nie stało). Na osłodę Niemiec po przesłuchaniu powiedział, przedstawiając
swoją prognozę co do losu Janiny, że „aż tak źle nie jest” (jak na ówczesny
standard niemieckiego więźnia), po czym Janina wróciła do Łodzi, tym razem w
charakterze więźnia oskarżonego o sabotaż. Działo się to w 1944 roku. Janina
wspominała, że w celi mieli informację o wybuchu powstania w Warszawie. Janina
wspominała też, że kilka koleżanek w zbiorowej celi oszalało. Janina często
powracała jednak myślą do zabawnej sytuacji, kiedy jedna współwięźniarka,
oświadczyła, że ma pryszcze „bo nikt jej jeszcze błonki nie przebił i krew jej
się gotuje”. Od dalszego więzienia Janinę uratowała ciąża (której sprawcą był Czesław,
z którym, jeszcze na wolności „poszła na randkę do lasu”). Koniec końców Janina
trafiła na stałe do miejsca skąd została aresztowana (Czesław był sąsiadem
Niemca u którego przed aresztowaniem pracowała Janina i u Czesława Janina
zamieszkała).
Janina przeżyła wycofywanie się
Niemców (nawet żałowała, że nie pomogła jednemu młodzieńcowi, który trochę się
spóźnił z ewakuacją i jego szanse na przeżycia nie były duże), wejście
sowieckich wyzwolicieli (Janina wsłuchana w wieść o ich zwyczajach zmniejszyła
swoją atrakcyjność seksualną smarując gębę sadzą i przebierając się w łachy) .
Sowieccy żołnierze okazali się mili, popatrzyli tylko na obraz Matki Boskiej i powiedzieli,
że „u nich nie wolno” mieć takiego obrazu.
Początki komunizmu w Polsce Janina
przeżyła w wielkiej biedzie. Z tego czasu pochodzą opowieści o rozlatującej się
chałupie, mieszkaniu razem z cielakiem w jednej izbie, powolnej budowie małego
domku. Janina trudniła się w tym czasie chałupnictwem i hodowlą jedwabników,
jej maż ogrodnictwem. Warto wspomnieć tutaj Czesława, który w środku nocy
pakował na swój wózek ręczny warzywa i szedł siedemdziesiąt kilometrów do Łodzi
aby tam je sprzedać. Było to dodatkowo trudne, ponieważ Czesław od dwunastego
roku życia nie miał ręki, którą uciął na maszynie do cięcia sieczki.
Janina została wdową w wieku
pięćdziesięciu lat. Miała trójkę dzieci,
które doczekały dorosłości (trójka zmarła w okresie niemowlęcym).
Poznałem Janinę gdy dobiegała
siedemdziesiątych urodzin. Właściwie to pojawiłem się w jej życiu i w jej domu. Janina nie należała do ludzi łatwych. Nigdy nie
spotkałem osoby o tak silnym jak ona poczuciu niezależności. Właściwie to miała
w zwyczaju nie zgadzać się z kimś dla zasady i nigdy nie poszła na najmniejszy
kompromis. Janina lubiła być w centrum uwagi. Jej domowników doprowadzał do
pasji stały rytuał przy posiłkach, kiedy Janina powtarzała, że „tyle nie zje” i
„odłóż” po czym zawsze wołała o dokładkę. Podobnie było z herbatę, kiedy Janina
wołała o dolewkę po upiciu dwóch łyków ze szklanki. Janina lubiła również zrobić
od czasu do czasu mała scenę dla sąsiadów, kłócąc się na podwórku.
Dlaczego jednak uważam, że Janina
była niezwykłą kobietą? Znasz już trochę życie Janiny. Wyobraź sobie siebie w
jej sytuacji. A teraz wyobraź sobie, że Janina nie miała ani jednego momentu,
kiedy narzekałaby na swoje życie. Mało tego, nie pamiętam, żeby kiedykolwiek
się choćby skrzywiła, albo popadła w przygnębienie. Miała wielką wolę życia,
której nawet w połowie już nie uświadczysz w pokoleniu dobrobytu.
Janina miała swoje pryncypia -
silny antykomunizm oraz głęboką wiarę w Boga. Jeżeli ktoś w jej obecności
przyznawał się do lewicowych sympatii mógł zostać z miejsca wyproszony za
drzwi. Jeżeli ktoś powiedział przy niej,
że nie wierzy w Boga, Janina tego nie rozumiała – niewiara nie mieściła się w granicach pojmowanego przez nią świata.
Kilka lat temu, trochę dla
śmiechu, trochę po to by mnie zgromiła i powiedziała żebym jej nie męczył, spytałem
Janinę jaką ma dla mnie radę życiową. Janina przyjęła to jednak na poważnie i zamyśliła
się na chwilę. „Miej wszystko w dupie” –
to była wspaniała rada, która pięknie obrazuje jej stosunek do świata.
Janina zdążyła spędzić święta w
otoczeniu wnuków i prawnuków. Była jeszcze w dobrej formie. Tuż po świętach
ciężko zachorowała. Jadąc do szpitala mówiła, że musi jeszcze pożyć pięć lat.
Udało się jej wyrwać tylko tydzień. Odwiedziłem ją w szpitalu, kiedy jeszcze
była świadoma. Trzymała mnie za rękę i się uśmiechała. Zmarła przed
dziewięćdziesiątymi szóstymi urodzinami.
Żegnaj Babciu – będzie mi Ciebie
bardzo brakowało.
Mąż
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz