Jak się okazało, Zarząd Transportu Miejskiego nie powiedział
jeszcze ostatniego słowa. Po błogim okresie pod tytułem „komunikacja miejska
mon amour” i względnie spokojnych 3 miesiącach dojazdów środkami transportu publicznego, skorelowanych
oczywiście z potrzebą gawiedzi do spędzania urlopów gdzieś poza miastem, ZTM znów
krzyknął do mnie tymi słowy – Kochanieńka witamy cię w naszej bajce. Tęskniłaś? Ja krzyknęłam „Ni
chuja. Wcale nie tęskniłam!”
Ale już było za późno.
Już moje go home,
sweet home zajmuje mi pół godziny dłużej.
Już mam więcej czasu na poszukiwanie sensu życia i
przemyślenia czy zaszczycić Męża schabowymi z kapustą czy raczej mielonymi z buraczkami, w oczekiwaniu na kolejny autobus, który się właśnie
spóźnia.
Już cała ta ludzka szarańcza okupuje wszystkie co do jednego
autobusy, nie pozostawiając ani jednego miejsca siedzącego, a nawet i stojącego.
No istna tragedia!
A to jeszcze nie koniec. Na mieście chodzą słuchy, że październik
będzie gorszy, bo studenci robią wtedy wjazd na chatę.
Bosze, gdzie mi przyszło żyć i dojeżdżać??!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz