wtorek, 1 października 2013

sraniewbanie bezstresowe wychowanie


nie podołaliśmy...

już kiedyś o tym wspominałam, acz to wspominanie miało niewątpliwie charakter humorystyczny, ha ha ha ha, hi hi hi hi, pośmiejmy się, bo to takie zabawne. wtedy jeszcze mnie to bawiło i wydawało mi się, że owo 'niepodołanie' niczym specjalnie nie grozi.
teraz już wiem, że musimy ponieść tego konsekwencje, mniejsze większe, w każdym razie jakieś na pewno.

jak się ostatecznie okazało wychowanie psa nas przerosło. przerosło nas jak jasna cholera. obawiam się powierzać nam w przyszłości jakieś inne żywe stworzenia, bo wypuścimy je na świat w postaci maksymalnie rozpieszczonej, niepokornej i niegrzecznej.
kiedy to w zeszłym tygodniu Coco warknęła i wyszczerzyła swoje białe kiełki na Męża, który próbował ją zrzucić z łóżka sypialnianego, dotarło do nas, że coś tu chyba nietenteges, coś tu chyba się ostro zjebało, i wychodzi na to, że była to nasza strategia wychowawcza, a być może, a nawet bardziej, całkowity jej brak.

oczywiście jej zachowanie właściwie nie powinno dziwić. też bym warknęła, gdyby ktoś, podczas gdy to właśnie śnię o Leonadro di Caprio (co mi się ostatnio naprawdę zdarzyło, choć Leo w moim śnie wyglądał całkiem jak ktoś inny i śpiewał, ale to jednak bez dwóch zdań miał być on) próbował mnie zrzucać z łóżka i zakłócać popołudniową drzemkę.  Coco również uznała, że to jednak przegięcie wyrzucać ją z jej posłanka, które może i dzieli z dwoma innymi osobnikami rasy homo sapiens, ale jednak ona też już zdążyła wymościć swój dołeczek w materacu. 

nie pierwszy to sygnał, że coś w naszym misternie obmyślonym planie wychowawczym zawiodło, że coś nie zadziałało. czyżby jednak bezstresowe wychowanie, pozwalanie na wszystko miałoby nie przynieść efektu?! no nie wierzę...

bądźmy szczerzy, pozwalaliśmy Coco na absolutnie wszystko, właziła gdzie chciała, na kanapę, na łóżko, pod kołdrę, na krzesła, nawet gdy na nich siedzieliśmy, na nas, wciąż musiała być w centrum zainteresowania, a przede wszystkim w centrum przytulania.
zepsuliśmy psa.

Coco dotarła do poziomu 5 obrazka. tylko tak nisko, bo upodobała sobie pozycję z obrazka 4 i na tym poprzestała na długi czas



bo pierwszych "to wszystko przez ciebie, ty ją tak wychowujesz" oraz "to przecież twój pies", zrobiwszy rachunek sumienia, powiedzieliśmy sobie głośno, że to nasza wina....nasza bardzo wielka wina.
ale również, że postanawiamy poprawę.

i choć Coco jest najukochańszym sierściuchem, najurokliwszą glistką i najsłodszym przytulakiem na świecie to jednak nadal pozostaje psem. i fajnie by było, gdyby ten psi gagatek nie wchodził nam na głowę, a przede wszystkim nie szczerzył na nas swych kłów. 

przedsięwzieliśmy postanowienia, które momentami chyba nawet bardziej nas bolą, niż ją, a które maja na celu przywrócić nam psa ułożonego i bardziej posłusznego.  Coco cały czas się nie poddaje, próbuje nas złamać swoim pełnym smutku wzrokiem i postawą wyrzutka całego psiego społeczeństwa oraz wytrwałością i "liczężezapomną" lub choć "niezauważą", ale jednak już zaakceptowała pierwsze zmiany w regulaminie.



 

 Coco w czasach prosperity...na podusi



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz