czwartek, 26 lipca 2012

Wspomnienia z wakacji część 3 OSTATNIA



Słów kilka lub kiladziesiąt na temat wakacji i nie tylko, bo dość enigmatycznie ostatnio ujęłam ten temat :)
 
 
 
 Wywczasy były super fajne. Strasznie już za nimi tęsknię. Uronię nawet czasem łzę jedną czy dwie na ich wspomnienie. Dobija mnie myśl, że następne takie dopiero za rok. Jak się uda, bo wiadomo, że nigdy nic nie wiadomo. Wyjechaliśmy z Polski, tak tak wiem, bogacze z nas ;) Byliśmy na Djerbie (czytaj Dżerbie). Spoko, ja wcześniej też nie wiedziałam gdzie to jest. Już spieszę wytłumaczyć, że to tunezyjska wyspa. Czy fajna? Fajna, jest ciepło, jest ciepłe morze, ładna plaża, za to niewiele tam do oglądania. W związku z tym wybyliśmy na 2 dni na ląd stały, na Saharę. Tam było co oglądać, np. Saharę. Tak na serio, to chyba dla tej wycieczki warto jechać do Tunezji, gdy ktoś jednak oprócz leżenia plackiem na plaży chciałby coś jeszcze zwiedzić. W pozostałe dni leżeliśmy plackiem na plaży. Chociaż bardziej może leżeliśmy plackiem w przerwach pomiędzy kąpielami w morzu/basenie/morzu/basenie żeby jakoś zniwelować lub choć lekko ograniczyć działanie słońca i 45 stopni na nasze białe, środkowoeuropejskie, niezwyczajne do takich temperatur ciała. Mąż relaksował się aż nazbyt, przez pierwsze 2 dni nawet słowem się nie odezwał, leżał, słuchał audiobooka i spał. Dopiero później zaczął sie ze mną bardziej integrować :)
 
 
Co tam jeszcze na Dżerbie było słychać? Planując wczasy postanowiliśmy nie angażować się w zbyt wiele codzinnych obowiązków i ograniczyć do minimum naszą aktywność w tej materii. Z pomocą przyszła nam oferta all inclusive. Także żyliśmy sobie od śniadania do obiadu, od obiadu do kolacji, pamietając tylko o tym, aby nie przeoczyć godziny podawania posiłków. Bo jakbyśmy zapomnieli o takiej kolacji na przykład to jejku jejku i tragedia mogłaby być wielka. Bo jak to tak bez kolacji na wakacjach? W związku z tym chodziliśmy jak dwie pękate piłeczki, próbując w przerwach między posiłkami zrobić sobie trochę miejsca w brzusiach na kolejną porcję jadła. A jadła było że hej! Bo wiadomo, szwedzki stół. Także: a to tego mięska by się zjadło z kurczaczka, a to tego gulaszu, a to tych opiekanych warzywek, ale zaraz bo bym nie zobaczyła, że spagetti jeszcze podają i pizzunię. No bez frytek to tak jakoś głupio, a może jednak pieczone ziemniaczki? No i deser. Jak wybrać jedno ciasteczko spośród kilkunastu wyglądających równie pyszniasto? Także biorę sztuk 4. Do tego arbuz, bo, no wiecie, witaminy te sprawy. A tu nagle z lodami wjeżdżają. No lody bym miała odpuścić? Już nie chcę ciasteczek, chcem lody. Ale jaki smak? Pistacja czy mango? No nie mogę się zdecydować. Jedne i drugie, a jak! A lody były najpyszniaste! Podsumowując "I come from Poland" zdawały się mówić nasze talerze :) No ale co, ja płacę, ja wymagam! :P
 
 
Żyliśmy sobie tak jak pączki w maśle, ale żeby nie było tak różowo, to ta sielanka długo nie trwała. I niestety teraz już sama sobie muszę przygotować śniadanie, ugotować obiad, zebrać naczynia ze stołu, posprzątać itd. No i tęsknię...
Tunezjo, ojczyzno wakacji moich, Ty jesteś jak zdrowie. Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie, kto cię stracił.
 
 
Że też człowiek musi cały rok zapierniczać codziennie rano do pracy, tracić co najmniej te 8 godzin na różne mniej lub bardziej głupie prace (bo omówmy się, sama bym sobie ciekawsze zajęcie w tym czasie zorganizowała) i potem odpoczywać od tego wszystkiego tylko przez dwa tygodnie, z czego tylko jeden w Tunezji (bo drugi tydzień pochłonął kredyt)?! Boże, źle to zorganizowałeś!
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz