poniedziałek, 27 lutego 2012

Ikeowy zawrót głowy




Od wczoraj jestem szczęśliwą posiadaczką stołu i krzeseł do tegoż że stołu (fajnie, bo tej pory tak po chamsku posiłki spożywaliśmy na kanapie przez TV z talerzem pod brodą, a teraz pełna kulturka). W celu ich zakupu udaliśmy się, mimo pewnych przeciwności finansowych (a chuj, do pensji przeżyjemy na tym, w co obrodziła nasza lodówka, bo jakieś zapasy jednakowoż jeszcze gromadzi), no więc udaliśmy się tam, gdzie większość polskich rodzin w sobotnio-niedzielne przedpopołudnie, tuż po lub tuż przed wizytą po sprawunki w hipermarkecie, czyli do IKEI.

– Zaraz połączymy się z setkami szczęśliwych polskich rodzin na wspólnych zakupach w Ikei- mówię do Poślubionego tuż przed wejściem. – Czemu szczęśliwych?- pyta on. Ja na to – Znasz kogoś kto na pytanie czy lubi Ikeę, powie „Nie Stary, nie lubię Ikei?” Wskaż osobę- dalej prawię- która w domu nie ma przynajmniej jednej rzeczy zakupionej właśnie w Ikei, którą lubi, kocha i szanuje. Nie wskazał i nie znał.

No właśnie. Ikea jest ekstra i tyle. Nie mówię, że to szczyt moich pragnień jeśli idzie o wymarzone wyposażenie mego domostwa. Ale…Ale jednak zmierzając alejkami ikeowego przybytku co i rusz potrafię stanąć przed ekspozycją, pełna zachwytu, wzruszenia i gniewu „że takie to ładne, a jak pasuje, jakie praktyczne, a ja tego nie mieć, a bardzo chcieć”.

Jestem pod wrażeniem całej tej machiny tak sprawnie działającej, tej organizacji, tej pomysłowości, począwszy od automatów do wymiany złotówek na interesującą nas walutę 5 zł, która posłuży, do wynajęcia na pewien czas osobistego zamykanego szafkoskładzika- na kurtki i inne sprawunki, które zdążyłam już zakupić w okołoikeowych przybytkach, które zaoferowały mi przeróżnego typu towary za rozsądne ceny, skończywszy na restauracji dla zmęczonych już chodzeniem mężów, którzy mogą posilić się szwedzkimi klopsikami i udać się w dalszą podróż po ikeaowych alejkach. Ta restauracja niejednokrotnie ratuje nam, choć bardziej mi, życie. No bo wiadomo, IKEA sklep duży, jest gdzie łazić i co oglądać. Ja dużo łażę i dużo oglądam. Mąż łazi ze mną, aż zgłodnieje, jak zgłodnieje to robi się marudny i już nie chce łazić. Trzeba go wtedy szybko odstawić do żarełka żeby się pożywił, do poidełka żeby napoił, nabrał sił i dalej mógł łazić.

Teraz to już taka tradycja, idziemy do Ikei na zakupy i na obiad. Jak raz nie poszliśmy to Małżonek Mój, czuł, że zdradził Ikeę. Ona tyle mu daje, tyle mebelków proponuje, a on tak bezceremonialnie zrezygnował z jej kuchni. Miał wyrzuty sumienia. No więc teraz zjadł obiadów razy dwa.

Tak więc zakupiliśmy te krzesła, dorzuciliśmy jeszcze regalik na książki, półkę do salonu, i kilka jeszcze drobiażdżków, których i tak nikt już nie zauważy i nie odczuje. No i idziemy z tym wszystkim do miłej pani z obsługi i ta miła pani z obsługi pyta czy dziś na 18 mogą nam te skarby dowieźć. A my wryci, patrzymy po sobie, ja na Męża, Mąż na mnie, ja na panią, pani na nas i pytamy, ale dzisiaj na 18? Bo może pani nie wie, może pani nie zauważyła, więc my tu uprzejmie spieszymy donieść, że dziś niedziela jest, szesnasta już godzina i że tak szybko? że dziś jeszcze to wszystko mili panowie z transportu nam dowiozą? No przemili będą jak tak, ale czy na pewno? Ale pani potwierdziła. I panowie z transportu nie zawiedli i wszystko szczęśliwie trafiło w nasze ręce tegoż samego dnia.

IKEA jak zwykle mnie nie zawiodła. I my IKEI mam nadzieję też.

- Tack Polen. Dziękujemy Polsko!
- Tack IKEA. Dziękujemy IKEO!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz