środa, 28 listopada 2012

Kurier...Ktokolwiek widział Ktokolwiek wie


no właśnie. kurier...postać, która przewija się od czasu do czasu w moim życiu. postać-zjawa. duch.
niby wszyscy wiedzą, że istnieje, ale niewielu go widziało. w tym ja. słyszałam, ba, nawet rozmawiałam, ale nie widziałam. paczki zawsze dostaję albo od zaprzyjaźnionych kwiaciarzy albo od ochroniarzy, tudzież sąsiadów. doszliśmy nawet kiedyś z kurierem do tego etapu, że on dzwonił, mówił, że zostawi tam gdzie zawsze. nie musiałam nawet potwierdzać gdzie rozładunek towaru nastapi, gdzie nasz terminal cargo się ulokował. w drodze do domu zaglądałam do kwiaciarni naprzeciwko, pani-kwiaciarka spośród kilkunastu innych paczuszek wyszukiwała mojej. i tak to się wszystko jakoś toczyło. teraz już nie mieszkam naprzeciwko kwiaciarni. teraz natomiast kurierzy upatrzyli sobie nieszczęsnych panów ochroniarzy osiedlowych. zastanawiam się czy chociaż od czasu do czasu coś im odpalają, bo jakby na to nie patrzyć wykonują za nich kluczową robotę.

kiedyś nie dawałam za wygraną. walczyłam. walczyłam zacięcie. bez kompromisów. bez wytchnienia. walczyłam, aby moją, opłaconą paczkę dostarczył mi jednak kurier osobiście, a nie zostawił w przygodnych miejscówkach czy innych okolicznych punktach usługowych. może się zdziwicie, ale miałam wątpliwości czy ta paczuszka do mnie trafi cała i zdrowa, w stanie takim jakim jak ją pan sprzedawca stworzył. no i oprócz tego, że bezwstydnie domagałam się dostarczenia osobiście mi tej paczuszki, to jeszcze miałam głębokie przekonanie, że płacąc za tą usługę, mam prawo tego właśnie wymagać.
okazuje się, że nie bardzo. bo większość firm kurierskich, a idąc za ciosem i kurierów pracuje w godzinach typowo biurowych. nie wiem jak to się dzieje, że w dzisiejszych czasach, gdzie punkty usługowe otwarte są do godzin późno wieczornych, kiedy to w niedziele, dzień święty, obkupi się człowiek od góry do dołu, od masła i coli, przez majtki i sweterek, po telewizor i samochód, kiedy to wszyscy pracują coraz więcej, coraz dłużej, że kurierzy akurat pracują jak Pan Bóg przykazał od 9 do 16. no i dziwnym trafem kiedy oni chcą mi tą przesyłkę dostarczyć, jak akurat wrednie siedzę wtedy w pracy i nie chcę, co jest już przegięciem nad przegięciami, wyjść wcześniej z pracy, że nie chcę mojego rozkładu zajęć dostosować do rozkładu jazdy kuriera.   

nie, nie chcę również aby mi te przesyłki dostarczali do pracy. nie chcę potem tachać takiego grilla elektrycznego 30 kilosów komunikacją miejską. nie chcę żeby paczka krążyła po całym biurze zanim do mnie dotrze (bo to kiedyś też miało miejsce). nie i koniec!


nie potrafię ogarnąć rozumem czemu taki kurier zamiast między godzinami 16-20 kiedy to istnieje największe prawdopodobieństwo zastania zainteresowanych odbiorem swych ciężko zakupionych przez internet towarów w swoich domostwach, jeździ sobie w godzinach 9-15. może się mylę, ale mam wrażenie, że większość populacji ludzkiej wtedy właśnie jest w pracy. no może poza emerytami, ale oni chyba niewiele zamawiają przez necika.
czemu nigdy nie pracują w godzinach popołudniowych? czemu nie można zorganizować tym kurierom pracy zmianowej? czemu ach czemu? czemu kurier z poczty polskiej dzwoni do mnie wcześniej, pyta kiedy będę i o 18 przyjeżdża i wręcza mi paczkę osobiście? czemu kurierzy z prywatnych firm tak nie mogą? i czy te wszystkie paczki porzucone gdziebądź zawsze docierają do adresatów? 


i co zrobić, jak pewnego dnia zapukam do sąsiadki, z uśmiechem na ustach powiem, że "chyba kurier u pani coś dla mnie zostawił", a ona na to mi odpowie  "ni chuja, nic nie mam pani do zaoferowania", to co ja wtedy biedna zrobię?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz