niedziela, 11 sierpnia 2013

śladami ojca mateusza...



matka Eweliny rozkochała się w pewnym serialu emitowanym w publicznej telewizji. i choć nikt już właściwie telewizji publicznej nie ogląda, to ponoć serial ten wart jest grzechu, a nawet płacenia abonamentu. serial może trochę naiwny, ale podobno uroczy. mowa o Ojcu Mateuszu, w rolę ktorego wcielił się nie kto inny jak najsłynniejszy jak Polska długa i szeroka doktor Jakub Burski z nadobreinazłe.
ponieważ rzecz się dzieje głównie w Sandomierzu, matka Eweliny rozkochała się w tym mieście i zapragnęła zobaczyć...zobaczyć ślady roweru, którym ojciec Mateusz przemierza rynek i starówkę. Ewelinowstwo postanowiło spełnić pragnienia matki, wszak łatwym sposobem mogli uszczęśliwić drugiego człowieka, którym w dodatku była bądź co bądź rodzicielka i zapisać się tym uczynkiem w niebie. sami zresztą też bez większego trudu, ani tym bardziej żalu wybrali się eksplorować ślady ojca Mateusza w Sandomierzu.


tak więc w pewną piękną słoneczną sierpniową sobotę Ewelinowstwo zabrało matkę, psa, przewodnik i ruszyło na podbój Sandomierza. ruszyło, acz nie bez obaw. bo jednak wyjazd z matką, która jest nieprzewidywalna i nigdy nie wiadomo co ją może zirytować, czy zasmucić, a co za tym idzie kiedy będzie miała obłęd w oczach, a kiedy łzy, a jeszcze lepiej kiedy obłęd, a za minutę łzy, nosił pewne ryzyko niepowodzenia. matka miała również w zwyczaju "szczerą" krytykę, i w sytuacjach kiedy powinna zachować pokorne milczenie i upozorowaną chociaż empatię, matka nie wahała się z wyrażeniem swojej miażdżącej opinii. niezależnie czy była to opinia na temat nietrafionej zupy na proszonym obiedzie, czy na temat cech charakteru członków rodziny. zawsze zaznaczała, że "no wiesz, przecież jestem szczera". natomiast szczerości w opiniach wobec matki Eweliny należało unikać jak ognia. na luksus "szczerości" mogła pozwolić sobie tylko matka Eweliny, nikt inny, a na pewno nie Ewelina.  matka Eweliny nie czuła wewnętrznego imperatywu, który nakazywałby jej chociaż udawanie w sytuacjach, kiedy to nie wszystko było po jej myśli, nie wszystko sie podobało, ale sytuacja wymagała tego, aby utrzymać jednak język za zębami. także zawsze wiadomo było, kiedy prezent nie był trafiony, albo kiedy rodzinna wycieczka nie spełniła jej wygórowanych oczekiwań. niejednokrotnie niestety matka nie zdawała egzaminu ze wspólnego spędzania czasu z rodziną.

także sami rozumiecie, że Ewelinowstwo siedziało w aucie jak na przysłowiowej bombie. w każdym razie okazało się, że niepotrzebnie. wycieczka się całkiem udała. poza wyrazami zniecierpliwienia gdy przez całe 10 minut błądzili, poza wzdychaniami pod nosem, że skręcili nie tam gdzie nie powinni i poza komentarzami "bylibyśmy dużo szybciej gdyby M wybrał inna trasę" wszystko było w należytym porządku.
matka spełniła swe marzenie, a Ewelinowstwo zostało oczarowane Sandomierzem.



a oto fotorelacja z podóży...


pierwszym celem wypadu był Zamek Krzyżtopór w Ujeździe.















 











kierując się na Sandomierz przewodnik poradził aby zatrzymać się na chwilę w Opatowie...
 







 
 
no i cel główny podóży... oto Sandomierz:
 











 



   













 
 




 
 




 
 
Ewelina myśli, że jeszcze tam wróci, aby dokładniej obejrzeć przepiękną bazylikę i popływać łabędziem po Wiśle...